Plot. Roza ( Lucyna Winnicka) marries a promising young architect, Juliusz ( Roland Glowacki ). They have a blissful life together for the first few months, but then World War II breaks out and Juliusz is deported to a concentration camp soon after. Months and years go by, and Roza gradually abandons any hope that her husband might return. Włosi i Francuzi wypowiedzieli wojnę prostytucji ulicznej, ale taktyka przyjęta przez rządy w Rzymie i Paryżu jest całkowicie odmienna. Było elegancko, grzecznie i bardzo merytorycznie. Przed ogłoszonymi na 22 września wyborami parlamentarnymi kanclerz Angela Merkel zmierzyła się w debacie telewizyjnej z liderem opozycji Kto powiedział: "Tylko umarli widzieli koniec wojny"? George Santayana napisał "Tylko martwi widzieli koniec wojny". [ "George Santayana napisał \"Tylko martwi widzieli koniec wojny\".", "Generał Douglas MacArthur błędnie przypisał ten cytat Platonowi w mowie pożegnalnej" ] Na krawędzi wojny 24 czerwca 2019 07:00 "Tylko umarli widzieli koniec wojny" Michael Wasiura CZYTAJ WIĘCEJ. Brzemię władzy | Tragizm polityki. Tłumaczenia w kontekście hasła "have seen the end" z angielskiego na polski od Reverso Context: Plato said that "Only the dead have seen the end of war". . Autor: Paweł Czechowski Tagi: Wywiady, Historia wojskowości, Książki, II wojna światowa, Polska, Niemcy, Austria, SzwajcariaOpublikowany: 2020-08-18 15:56Licencja: wolna licencjaWokół niemieckiej agresji na Polskę we wrześniu 1939 roku narosło wiele historycznych mitów. Które z nich są powtarzane najczęściej? Jakie były kluczowe momenty wrześniowych walk? Pod jakimi względami Polska była dobrze przygotowana, a gdzie pojawiły się poważne braki? Między innymi o tym rozmawialiśmy z dr. Robertem Forczykiem, historykiem, byłym żołnierzem Army oraz autorem książki „Fall Weiss. Najazd na Polskę 1939”.Paweł Czechowski: Jak wiele mitów funkcjonuje wciąż wokół niemieckiej inwazji na Polskę? Które z nich należy uznać za najpoważniejsze błędy? Dr Robert A. Forczyk jest absolwentem studiów historycznych na University of Notre Dame. Służył w armii amerykańskiej jako czołgista, a następnie oficer zwiadu w latach 1983-2003. W 1993 roku uzyskał tytuł doktora filozofii na University of Maryland. Obecnie jest konsultantem w sprawach lotnictwa w Waszyngtonie. Dr Forczyk jest autorem ponad 30 książek historycznych, w tym wydanej niedawno Fall Weiss. Najazd na Polskę 1939 . Jego główne zainteresowania badawcze dotyczą historii wojskowości Azji i Europy. Polscy dziadkowie dr. Forczyka pochodzili z Łodzi i Tarnowa. Robert Forczyk: Istnieją trzy podstawowe mity na temat niemieckiej kampanii w Polsce w 1939 roku:• Niemiecka Luftwaffe niszcząca polskie Lotnictwo Wojskowe na początku walk i to głównie na ziemi.• Polska doktryna wojskowa jako głupia, przestarzała i nazbyt uzależniona od wojsk konnych (w tym zawiera się też np. mit o polskiej kawalerii szarżującej na niemieckie czołgi).• Polska armia jako siła wyposażona w przestarzały sprzęt, a do tego bez środków do opracowania nowoczesnej błędem zagranicznych historyków – wzmocnionym przez niemiecką propagandę wojenną – było twierdzenie, że polska armia była przestarzała zarówno pod względem wyposażenia, jak i planowania. W rzeczywistości, poza kwestią samolotów myśliwskich, Wojsko Polskie w 1939 roku posiadało najnowocześniejsze uzbrojenie w wielu obszarach i wiedziało, jak prowadzić nowoczesną kampanię wojenną. Czołgi 7TP na manewrach (domena publiczna). Co 1 września 1939 roku stanowiło o sile niemieckiej armii – w aspekcie jakościowym, a nie ilościowym? Niemieckie dywizje pancerne dały Wehrmachtowi skoncentrowaną, mobilną siłę uderzeniową o dużej mocy. Obie strony miały czołgi, a najlepszy spośród polskich, 7TP, był równie dobry jak większość niemieckich czołgów. Polskie czołgi nie były jednak używane w masie. Gdyby Wojsko Polskie połączyło zarówno zmechanizowane brygady kawalerii (np. 10 BK, Warszawska BK), jak i dwa oddzielne bataliony czołgów, mogłoby utworzyć jedną własną dywizję pancerną.• Niemiecka artyleria polowa (10,5 cm i 15 cm) przewyższała większość polskiej artylerii polowej i została skoncentrowana, aby zapewnić dużą siłę jednak armia niemiecka nie miała w 1939 r. wielkiej przewagi jakościowej nad Wojskiem Polskim. Podobnie jak Polacy, Niemcy byli bardzo zależni od transportu konnego przy przemieszczaniu artylerii i zaopatrzenia. Co więcej, większość niemieckich jednostek rezerwowych była wyposażona w przestarzałą broń z czasów I wojny światowej lub w taką, którą przejęli wcześniej od Czy wspominana już ówczesna polska doktryna (i taktyka) wojskowa stanowiła właściwą odpowiedź na agresję Wehrmachtu? Nie. Polska doktryna wojskowa została stworzona przede wszystkim do walki z Armią Czerwoną, która nie była silnie zmechanizowana aż do lat stały się poważnym zagrożeniem dopiero w 1937 roku. Po śmierci marszałka Piłsudskiego polski Sztab Generalny przeprowadził badania, z których wynikało, że polskie siły zbrojne muszą zostać zmodernizowane, ale program ten miał zająć co najmniej pięć lat. Niemcy zaatakowały, podczas gdy Wojsko Polskie były dopiero w połowie programu dowódcy wojskowi nie spodziewali się ponadto szybkiego tempa działań wroga – przewidywali, że będą mieli więcej czasu na mobilizację i rozmieszczenie swoich sił, dlatego główny nacisk położyli na rozpoczęcie decydującej kontrofensywy pod Warszawą. Obsługa 37 mm armaty przeciwpancernej Bofors. Na zdjęciu żołnierze z Dywizjonu Przeciwpancernego 10 Brygady Kawalerii, ćwiczenia w roku 1938 (domena publiczna). W szerszej perspektywie, perspektywie całego dwudziestolecia międzywojennego – co Polska uczyniła dobrze (a co źle) w aspekcie wojskowym? Dowództwo Wojska Polskiego trafnie przewidziało zapotrzebowanie na nowoczesne działa przeciwlotnicze oraz przeciwpancerne i zainwestowało swoje skromne środki w produkcję doskonałych 37-mm działek przeciwpancernych Bofors i 40-mm dział przeciwlotniczych. Jednakże na początku wojny tej broni było wciąż zbyt mało, a Polska była zmuszona eksportować część tego uzbrojenia do Wielkiej Brytanii i Francji w celu zbierania czołgów konstrukcji polskiej i zmechanizowanie dwóch brygad kawalerii były krokiem we właściwym kierunku, ale nie udało się uzyskać wystarczających środków na ukończenie tych procesów w odpowiednim jednostki polskiej armii były odpowiednio wyszkolone i dobrze dowodzone przez zawodowych oficerów, potrafiły też świetnie radzić sobie w działaniach chodzi o błędy, Polska powinna była zbudować więcej fortyfikacji w celu ochrony kluczowych przepraw przez rzeki, takie jak Warta. Powinna była też zainwestować w zakup większej liczby min przeciwpancernych (które w rzeczywistości były niedrogie).Największym błędem było nieutworzenie dowództwa korpusu, przeznaczonego do kontrolowania dwóch lub więcej dywizji. Struktura grupy operacyjnej (GO) nie radziła sobie dobrze w walce, utrudniając koordynację podległych jednostek. Natomiast dowództwo korpusu niemieckiego mogło kierować jednocześnie 2-4 książkę Roberta Forczyka pt. „Fall Weiss. Najazd na Polskę 1939”Robert Forczyk„Fall Weiss. Najazd na Polskę 1939”40,99 złTytuł oryginalny: „Case White. The Invasion of Poland in 1939”Wydawca: Dom Wydawniczy RebisTłumaczenie: Jan Czy przed wrześniem 1939 r. istniała realna szansa, że pakt Ribbentrop-Mołotow nie zostanie podpisany? Niemiecko-sowiecka współpraca wojskowa sięga roku 1925, a oba państwa zamierzały w pewnym momencie podjąć działania napastnicze, więc pakt Ribbentrop-Mołotow wpisał się we wzorzec antypolskiej polityki ZSRR i Niemiec. Było jednak możliwe, biorąc pod uwagę wrogość między reżimem nazistowskim a reżimem komunistycznym, że porozumienie mogło nie dojść do skutku w 1939 r., ponieważ żadna ze stron tak naprawdę nie ufała drugiej. Gdyby pakt nie został podpisany, Hitler prawdopodobnie zdecydowałby się najpierw opanować tylko Gdańsk. Podpisanie paktu. Od lewej stoją: szef działu prawnego niemieckiego MSZ Friedrich Gauss, niemiecki minister spraw zagranicznych Joachim von Ribbentrop, Józef Stalin oraz minister spraw zagranicznych ZSRR Wiaczesław Mołotow (domena publiczna). Jakie były kluczowe momenty kampanii wrześniowej, które zadecydowały o jej przebiegu, poza inwazją sowiecką 17 września? Co zawiodło po polskiej stronie? Czy inne decyzje polskiego dowództwa mogły zmienić wynik walk? Decyzja o rozlokowaniu Korpusu Interwencyjnego pod Gdańskiem postawiła Armię „Pomorze” w trudnej sytuacji i została ona szybko pokonana, w ciągu trzech dni.• Porzucenie kluczowych miast przy granicy, takich jak Bydgoszcz i Częstochowa, umożliwiło Niemcom ściganie i nękanie cofających się sił polskich. Decyzja o wycofaniu się z linii Warty doprowadziła do załamania obrony.• Przedwczesne zaangażowanie Armii „Prusy” zmarnowało rezerwę strategiczną.• Wstrzymanie wysokiej jakości jednostek, takich jak 1 Dywizja Piechoty Legionów w Wilnie, zamiast przeniesienia ich do Warszawy przed gdyby polskie dowództwo rozkazało obronę większych miast, niemiecki natarcie zostałby spowolnione. Dywizje pancerne były w miastach bezużyteczne, a Niemcom brakowało Czego dzisiejszych Polaków może nauczyć historia pierwszych tygodni II wojny światowej? Nie liczcie na to, że obce narody uratują Polskę, ponieważ na pierwszym miejscu postawią własny interes.• Nie polegajcie na pasywnej obronie, ponieważ przekazuje ona inicjatywę wrogowi. Warto dokładnie zbadać podejście Izraela do obrony, ponieważ przetrwał on dziesięciolecia w otoczeniu wrogich sąsiadów, będąc przygotowanym do uderzenia jako pierwszy, gdy było to konieczne. Polska może powstrzymać obcą agresję tylko wtedy, gdy ma środki do aktywnej obrony (np. przez uderzanie w cele poza jej granicami).• Nie opuszczajcie terytorium Polski bez walki. Wykorzystujcie wszystkie zasoby, takie jak cywilna siła robocza, do tworzenia nowych umocnień (np. takich jak okopy, barykady uliczne w Warszawie).• Agresor może dążyć do wykorzystania wewnętrznych podziałów politycznych w Polsce. Zarówno Niemcy, jak i Sowieci użyli podziałów etnicznych i politycznych, aby uderzyć polski rząd. Żołnierze polscy (domena publiczna). Na koniec chciałbym zapytać o Pańską perspektywę badawczą, ponieważ wydaje mi się to bardzo interesujące. Służył Pan wiele lat w armii amerykańskiej. Czy perspektywa byłego żołnierza pozwala lepiej zrozumieć historię II wojny światowej, czy w jakiś sposób przeszkadza? Służąc w wojsku, spojrzałem z uznaniem na wiele czynników, które mają wpływ na wynik działań wojennych; często małe rzeczy mogą mieć duże oddziaływanie. Myślę jednak, że trudniej jest zrozumieć historię wojskowości, jeśli rozumie się, jak działa organizacja wojska i podejmowanie pięćdziesięciu lat uczę się historii wojskowości, ale jest kilka rzeczy, o których nie można dowiedzieć się z książek. Uważam, jak napisał rzymski historyk Tacyt, że „tylko umarli widzieli koniec wojny” i że ludzie miłujący wolność muszą zawsze być gotowi bronić swojej wolności przed tymi, którzy próbowaliby im ją książkę Roberta Forczyka pt. „Fall Weiss. Najazd na Polskę 1939”Robert Forczyk„Fall Weiss. Najazd na Polskę 1939”40,99 złTytuł oryginalny: „Case White. The Invasion of Poland in 1939”Wydawca: Dom Wydawniczy RebisTłumaczenie: Jan Szkudliński 10:37, 29 grudnia 2016, Oberstdorf Kula ognia unosiła się nad szczątkami samochodu, zmieniając powietrze wokół w istną saunę. Płomień raził oczy, a dym drażnił płuca – był niczym papier ścierny, raniący wrażliwe tkanki, przedzierający się przez gardło. Na nitkach utkanych przez wiatr unosił się głośny huk. Suche gałęzie drzew, rosnących wzdłuż parkingu zajęły się ogniem, niknąc pod jego złocistymi językami. Płomienie ślizgały się po gałęziach coraz dalej. Drzewa powoli zaczynały przypominać ognisty dywan. Hayböck stał na schodach jak zamurowany. Przypominał skalny posąg, uśpiony na wieki. Otworzył usta, aby coś powiedzieć, ale nie był w stanie niczego z siebie wydusić. Wszystkie słowa zawiązywały się w supeł, nie dając rady przecisnąć się przez gardło i wypłynąć na światło dzienne. Krzyk rozbijał się na niewielkie kawałeczki, który zamieniały się w nieprawdopodobny ciężar i opadały. Po kilku sekundach Michael usłyszał dziki krzyk. Przełknął ślinę, mając nadzieję, że ten dźwięk był tylko i wyłącznie wytworem jego wyobraźni. Nasłuchiwał uważnie. Chwilę później krzyk powtórzył się ze zdwojoną siłą, przypominając nieco prośbę o pomoc, rozdartą przez ból. Hayböck zareagował natychmiast. Zeskoczył ze schodów, niemalże potykając się o własne nogi. Biegł w stronę buchającego ogniem samochodu. Każdy następny krok był coraz większy – można było powiedzieć, że płynął nad ziemią. Jego stopy ledwo muskały lekko ośnieżony bruk. Dym zaczynał drażnić jego oczy, przez co łzy powoli zasłaniały mu widok. Kaszel rozdzierał jego płuca. Z każdą chwilą zagłębiał się coraz bardziej w odmęty czarnego dymu. Nagle się zatrzymał. Przyłożył dłoń do ust i kaszlnął ponownie. Dopiero po kilku sekundach uderzyło w niego to, że stoi pośrodku trującego kotła, który swoimi ciężkimi mackami starał się uśpić jego czujność i zwalić go po chwili na ziemię, kładąc go do wiecznego snu. Natychmiast naciągnął kołnierz kurtki na nos, przytrzymując go dłonią. Oddychając z trudem, zrobił powolny krok do przodu. - Pomocy...! – chrapliwy krzyk przedarł się przez warstwę dymu, uderzając o uszy Michaela. Hayböck od razu przyspieszył kroku, deptając odłamki szkła, które po wybuchu rozsiały się po całym parkingu. Widział coraz mniej. Nogi zaczynały mu się chwiać. Był świadomy, że długie przebywanie wśród dymu może się dla niego źle skończyć, mimo to szedł dalej. Starał się przypomnieć miejsce, z którego dotarł do niego głos. Po chwili jego oczom ukazało się coś na kształt ludzkiej sylwetki. Natychmiast przyspieszył, dysząc ciężko. Gdy był już niecałe dwa metry od celu, prześliznął się po masce czerwonego samochodu, który stał mu na drodze, po czym stanął bezszelestnie na ziemi z gracją godną skoczka narciarskiego. Jego wzrok od razu padł na sylwetkę wijącą się z bólu na ziemi. Na widok stanu ciała człowieka skrzywił się, czując, jak całym ciałem przechodzą dreszcze. Dziewczyna była niemal cała we krwi. Ciało, zaczerwienione od poparzeń, naznaczone było dziesiątkiem małych draśnięć, w których skrzyły się odłamki szkła. Jej noga ginęła pod ciężkim samochodem, który pod siłą wybuchu pojazdu obok przewrócił się na dach, przygniatając ją do ziemi. Drzwi od strony kierowcy trzymały się na jednym zawiasie, pozostałych nie było. Fotele wewnątrz płonęły, buchając ogniem. Czarny dym walczył z powietrzem, sprawiając, że tlen tak jakby uciekał daleko od miejsca wypadku, od tej dziewczyny. Na twarzy szatynki zakwitał ból. Z każdą chwilą walczyła o następny oddech. Hayböck kucnął obok niej, wyszukując jej dłoni. Kiedy już odnalazł zgrabne palce dziewczyny, ścisnął je kilka razy. Przygryzł dolną wargę, widząc, jak twarz szatynki nieruchomieje w grymasie bólu. Z jej ust wyrwał się dziki ryk. - Spokojnie, chcę ci pomóc – szepnął Michi, gładząc ją do dłoni. – Nie wolno ci zamknąć oczu, jasne? – przestrzegł ją, kiedy ta skierowała na niego swoje niewidzące spojrzenie. - Moja noga – wychrypiała, wskazując na kończynę przygniecioną przez dach samochodu. Zaczęła się dziko wiercić, pozwalając łzom wypłynąć z oczu. - Spokojnie, wydostanę cię stąd – odparł skoczek spokojnym tonem. Patrząc uważnie na wystraszoną twarz dziewczyny, wstał i przymierzył się do pchnięcia samochodu tak, aby przewrócił się na bok i pozwolił uwolnić spod swojego żelaznego uścisku szatynkę, ale ten ani drgnął. Dziewczyną wstrząsnęły konwulsje bólu. Przyłożył do tego więcej siły. Samochód przechylił się kilka centymetrów, ale już po chwili runął na ziemię. - Nie pozwól mi tu umrzeć – szlochała dziewczyna, błądząc wzrokiem po krajobrazie, który rozciągał się wokół niej. Ogień szalał wszędzie. Dym okrywał swoją zasłoną każdy jeden cień. - Nie umrzesz – zapewnił Michi łamiącym się głosem. Gdy zobaczył, że szatynka zamyka oczy, ponownie przyklęknął obok niej i uderzył delikatnie w policzek. – Mów do mnie! – krzyknął, widząc jej niewidomy wzrok, który prześlizgiwał się po nim powoli, nie mogąc skupić się na jednym punkcie. - Nie chcę umierać! Proszę, weź mnie stąd! – błagała przez łzy, chwytając Hayböcka za rękę. - Nie myśl o tym – powiedział Michael. – Jak masz na imię? – zapytał, delikatnie wyrywając rękę z jej uścisku. Po chwili wstał, zrobił kilka kroków w stronę hotelu i krzyknął najgłośniej, na ile było go stać: - Pomocy! Odpowiedziało mu milczenie. Jasna cholera, pomyślał. - Anne – wysyczała przez zęby szatynka, wijąc się z bólu. – Ja tak bardzo chcę żyć! Proszę... Ufam ci – szeptała, zamykając oczy. - Będziesz żyć. Tylko proszę, nie zamykaj tych cholernych oczu! – wrzasnął Michael, uderzając bokiem z rozpędu w samochód. Nagle przed oczami Hayböcka zaczęły tańczyć czarne plamy, a świat wokół wirował. Skoczek robił się coraz słabszy. Zachwiał się na nogach, ale starał się za wszelką nie pokazywać tego po sobie. Ta dziewczyna, Anne, pokładała w nim całe swoje nadzieje na przeżycie. W tej chwili był dla niej kimś niezwykłym, istotą nadprzyrodzoną, zesłaną jej na pomoc. Był kimś porównywalnym do Boga. Właśnie ta nadzieja i wiara w pewność czynów Michaela była jej ostatnim tchem, popychającym ją ku chęci życia. Nie mógł jej tego odebrać. Zacisnął zęby i zrzucił !kurtkę na ziemię. - Opowiedz mi o czymś, proszę – wyszeptał Hayböck, opierając się o samochód. Dziewczyna zamrugała, zaciskając dłonie w pięści, po czym złapała łapczywie powietrze i uniosła się na łokciach, ale po sekundzie upadła. Była cała blada. Hayböckowi zostało niewiele czasu, musiał działać zdecydowanie. - Kiedyś – zaczęła, krztusząc się ciężkim dymem – byłam na wakacjach ze znajomymi w Chorwacji. Mieliśmy wynajęty domek letniskowy sto metrów od plaży. – Nagle syknęła. - Mów dalej – zachęcił ją Michael, obchodząc samochód wokół. Musiał mieć jakiś pomysł. W jego głowie szalała jednak bezradna pustka. - Każdego dnia chodziłam na plażę, ale bałam się wejść głębiej do wody. Bo wiesz – zaśmiała się z bólem – nie umiałam wtedy jeszcze pływać. Pewnego dnia popiliśmy trochę. Nie wiem, co chciałam komuś udowodnić, ale założyłam się ze znajomymi o to, że jednak wyjdę nieco dalej w morze. Bałam się bardzo. Michael szybkim ruchem uderzył o samochód, sprawiając, że ten uniósł się do góry na dziesięć centymetrów. Natychmiast chwycił dach, starając się niw pozwolić mu z powrotem opaść na zmasakrowaną nogę dziewczyny. Napiął mięśnie rąk, unosząc powoli pojazd do góry. Ciało Anne zaczęło nagle drgać z bólu. Dziewczyna krzyknęła z całej siły, rozdzierając powietrze swoim szaleńczym skowytem. - Mów dalej! – ponaglił ją Michi, walcząc z samochodem. Jego twarz była cała czerwona, żyły na rękach nabrzmiałe. - Kiedy woda sięgała mi już podbródka, zaczęłam sobie uświadamiać, że posunęłam się już za daleko i odwróciłam się w stronę plaży, ale wtedy moja najlepsza przyjaciółka zaczęła się ze mnie śmiać. Według niej wcześnie wymiękłam – załkała histerycznie. – Wszyscy się do niej dołączyli, więc zrobiłam jeszcze jeden krok... Boli! – krzyknęła przez łzy, patrząc szeroko otwartymi oczami na poczynania Hayböcka. – W tym miejscu, gdzie postawiłam stopę, rozpoczynała się głębina, a ląd gwałtownie opadał w dół. Wpadłam do wody, nie mogąc wydostać się na powierzchnię. – Jęknęła z bólu. – Podobno spędziłam pod wodą ponad dwie minuty. Ledwo przeżyłam. Proszę cię, nie pozwól mi tu umrzeć, proszę! Hayböck przyjrzał się zbolałej twarzy Anne. Natychmiast włożył więcej siły w to, co robił, naparł biodrem na samochód i z przeciągłym jękiem zmęczenia, bólu i ekscytacji popchnął pojazd na trawnik. Ten upadł ze zgrzytem na płonące opony, rozdzierając powietrze okrutnym hałasem. - Nie pozwolę – powiedział. Przed jego oczami przepłynęły czarne mroczki. Zaczął mrugać. Opadł na kolana obok ciała Anne, spoglądając na to, co pozostało z niegdyś kształtnej nogi dziewczyny. Syknął przeciągle, czując, jak jego ciałem przechodzą nieprzyjemne dreszcze. Wszystkie kości kończyny, pogruchotane, przebijały skórę. Krew lała się gwałtownym strumieniem na ziemię. Anne podniosła się na łokciu, aby sprawdzić, co wywołało u Hayböcka taką reakcję. Z jej oczu popłynął potok łez, a gardło przedarł krzyk. - Nie, nie, nie, nie, nie! – wrzeszczała. – Ja nie chcę tracić nogi. Proszę, powiedz mi, że będę miała dwie nogi, proszę! – błagała smutno, szukając prawą dłonią dłoni Michiego. Hayböck spojrzał na nią pokrzepiająco, ale nie był w stanie nic powiedzieć. Nie chciał kłamać. Nie mógł zabić jej za życia. W tym momencie nadzieja była jej życiem. Dym rozlewał się coraz gęściej wokół nich, kryjąc dwie sylwetki w swoich ciemnych odmętach. Michi, kaszląc przeraźliwie, sięgnął dłonią po niebieską kurtkę, po czym zaczął ją drzeć na grube, podłużne pasy. Kiedy przedarł ostatni kawałek, zaczął owijać prowizoryczne bandaże wokół miejsca, z którego krew lała się najgęściej. Widok czerwonej cieczy przyprawiał go o mdłości. Zagryzł dolną wargę. Nie myśl o tym, upominał się. Nagle zaczął się gwałtownie pocić. Serce galopowało jak szalone, a oddech stopniowo stawał się płytszy. Jego ciało błagało o tlen, którego wokół prawie już nie było. Płuca Michaela tonęły w czarnym dymie. - Czym sobie na to zasłużyłam? – szepnęła niespodziewanie Anne. - Świat jest niesprawiedliwy, zawsze kara tych, którzy nie są niczemu winny, a najgorszych zbrodniarzy miłuje ponad wszystko – odparł, czując gorzkie łzy na twarzy. Po chwili wsunął prawą rękę pod uda dziewczyny, a lewą pod jej plecy i uniósł do góry, chwiejąc się lekko na nogach. Ruszył przez dym, czując, jak sen zaczyna spływać na jego powieki. Jednak on nie mógł polec. Nie teraz. W swoich rękach miał życie tej dziewczyny, która szlochała w jego ramionach. - Obiecaj mi, że przeżyję – mruczała co chwilę, kręcąc niespokojnie głową. – Chcę to od ciebie usłyszeć. Hayböck nie odpowiedział. Nie mógł. Nie potrafił. Nie chciał. Skupił uwagę na tatuażu, zdobiącym jej nadgarstek – niewielkim kolibrze, rozpościerającym skrzydła do góry. Dym przed oczami Michiego zaczął rzednąć, wyłaniając spod swojej zasłony gmach hotelu i kilka sylwetek ludzi. Uśmiechnął się do siebie. Przyspieszył kroku. Jego nogi chwiały się teraz na wszystkie strony. Głowę zasnuwała mu mgła. Myśli odpływały gdzieś daleko, kotłując się z tyłu głowy. Nagle opadł na kolana. Jęknął przy tym cicho. Już po chwili wokół niego zebrali się ludzie w czarnych strojach, którzy wzięli z jego ramion dziewczynę. Kilka sekund później Michael poczuł, jak wiotczeją mu mięśnie i upadł całym ciałem na bruk, tracąc przytomność. Na twarzy skoczka błąkał się zimny uśmiech. Jasne światło lampy rozlewało swoją poświatę po obszernym, białym pomieszczeniu, przebijając się przez delikatną zasłonę utkaną pod powiekami Michaela. Hayböck otworzył powoli oczy, po czym natychmiast opuścił powieki. Białe światło raziło skoczka, sprawiając, że przed oczami zaczęły mu przepływać kolorowe kleksy. Zaczął szybko mrugać, aby spędzić rozmazane kształty spod powiek. Gdy odzyskał ostrość widzenia, rozglądnął się wokół. Znajdował się w sali szpitalnej. Białe ściany przyglądały mu się badawczo, chowając się nieśmiało za rzędem jasnożółtych szafek, na których leżała liczna aparatura, a na jednej z nich stał płaski telewizor. Jasny parkiet pokrywał podłogę. Delikatne światło przesączało się przez cytrynowe zasłony, zakrywające okno. Obok miękkiego łóżka, rozpościerającego się pod jego ciałem, stała kroplówka. Jeden z jej końców tkwił w nadgarstku Michaela. Hayböck zaczął zastanawiać się, co tu robi. Po krótkiej chwili jego umysł zalała fala przebłysków tego, co wydarzyło na parkingu. Wybuch. Auto. Dziewczyna. Dym. Słowa te przepływały wokół jego wspomnień, nie mogąc dopasować się do żadnego konkretnego. Zirytowany swoją bezsilnością, podniósł się do siadu i sięgnął po niewielkiego pilota, leżącego na stoliku obok łóżka. Materac zaskrzypiał cicho, przerywając potęgę rytmicznego tykania EKG. Czuł się nieco osłabiony, jego ruchy nie były takie pewne, jakie powinny być. Nakierowując pilota na ekran, oparł łokcie na kolanach. Po krótkiej chwili obraz się rozjaśnił, po czym oczom Michaela ukazała się ogromna kula ognia. Pasek informacyjny na dole ekranu przesuwał się z niesłychaną prędkością. Hayböck włączył dźwięk, wzrokiem przebiegając po napisach. „Dzisiaj rano w Oberstdorfie na parkingu przed hotelem «Hinter dem Berg» wybuchł samochód...” „Cztery osoby zostały przetransportowane do szpitala...” „Jednym z poszkodowanych jest austriacki skoczek narciarski Michael Hayböck...” „Przyczyny wybuchu są nieznane, ale za zaistniały incydent oskarża się mężczyznę, który dzień wcześniej zamordował i uprowadził osoby związane ze skokami narciarskimi...” Nagle Michael zeskoczył z łóżka, wyrywając z nadgarstka wenflon. Skrzywił się trochę, ale już po chwili na jego twarz wkroczył wyraz determinacji. Adrenalina zaczęła go napędzać. Ruszył w stronę drzwi. Będąc już przy ogromnych, białych drzwiach, nacisnął klamkę i wyszedł z pomieszczenia, zostawiając włączony telewizor. Szedł szybkim krokiem, rozglądając się wokół. Co chwilę zaciskał wargi w wąską kreskę, bijąc się z myślami. A co jeśli...? Nie pozwolił sobie dokończyć tego pytania. Przemierzał korytarz zdecydowanym krokiem, co chwilę przenosząc swój wzrok z drzwi prowadzących do sali szpitalnych, na ludzi przechodzących obok niego. Teraz już wszystko do niego wróciło. Każdy szczegół wyostrzył się ze zdwojoną siłą. Niemal czuł gryzący dym, ocierający się o jego gardło. Natychmiast przełknął ślinę i skupił się na każdych mijanych drzwiach, na każdy szczegół, jaki mógł wychwycić okiem za cienką taflą szkła, która rozciągała się przed niektórymi salami. Szedł żwawym krokiem, nie zwracając uwagi na delikatny ból, kotłujący się w jego klatce piersiowej. Musiał ją znaleźć i zobaczyć, czy żyje. Obiecał jej coś. Zaprzysiągł sobie, że zrobi wszystko, aby spełnić tę obietnicę. W pewnej chwili zobaczył pielęgniarzy, pchającym wolnym krokiem nosze szpitalne. Kółka, przymocowane na dole, skrzypiały cicho, odbijając się w głowie Michaela głuchym echem. Jeden z pielęgniarzy otworzył białe drzwi, prowadzące do szpitalnej sali, po czym wózek, na którym leżała nieruchoma sylwetka człowieka, wtoczono do środka. W ostatniej Hayböck zobaczył ten mały szczegół. Tatuaż. Ten sam, w dokładnie tym samym miejscu. Był przekonany, że to właśnie ona, Anne. Natychmiast przyspieszył kroku, słysząc chaotyczne dudnienie swoich butów o posadzkę. Po chwili stwierdził jednak, że to jego serce. Kiedy stanął przed drzwiami do sali, te zamknęły się. Nie zastanawiając się nad swoimi czynami, pociągnął za klamkę, czując z dziką satysfakcją, że zamek puścił bez przeszkód, pozwalając Michaelowi wejść do środka. Zanim jednak zrobił choć jeden krok do środka, czyjaś zdecydowana ręką pociągnęła go w stronę korytarza. - Tam nie wolno wchodzić! – powiedział ten ktoś, kto właśnie ciągnął Hayböcka w stronę krzeseł stojących pod przeciwległą ścianą. Michi wyrwał się gwałtownie, spoglądając niespokojnym wzrokiem w kierunku drzwi, ponownie zamykających się. Tym razem usłyszał brzęk zasuwanego zamka. Zaklął cicho pod nosem, podchodząc zdenerwowanym krokiem do drzwi. Na delikatnej tafli białego drewna oparł rękę, kryjąc twarz w zgięciu łokcia. - Muszę. Ją. Zobaczyć – wysyczał z dziką pasją w głosie. - Ale tam... - Nie obchodzi mnie to! – wrzasnął, odwracając się twarzą do kobiety w średnim wieku, patrzącą na niego niewiadomym wzrokiem. – Po prostu muszę ją zobaczyć. Obiecałem jej coś. Coś najcenniejszego. Chcę wiedzieć, czy znowu wyjdę na świnię i wszystko spieprzę. Czy jestem kłamliwym dupkiem – powiedział, wyłamując kostki dłoni. Po chwili dodał: – Chcę wiedzieć, co u niej. Proszę. – Ostatnie słowo wypowiedział bezgłośnie. Pielęgniarka zmarszczyła brwi. Zaczęła w zamyśleniu skubać palcami dolną wargę, co jakiś czas odruchowo zaczesując lekko podsiwiałe włosy spięte w kok do tyłu. Michael odwrócił się przodem do drzwi, zaciskając za plecami dłoń na nadgarstku. Starał się wychwycić każdy dźwięk dochodzący zza drzwi, każde jedno charakterystyczne piknięcie, któremu wtórowała pędząca raz w górę, raz w dół kreska. Chciał usłyszeć życie. Spełnioną obietnicę. Tu nie chodziło wyłącznie o niego – to było coś ważniejszego od bycia słownym człowiekiem. Już zbyt wiele ludzi ucierpiało na jego obietnicach, tak samo jak i on poległ na obiecywaniu. Teraz nie mógł polec. Wraz z jego wewnętrznym sumieniem, które starało się utrzymać w niezachwianym porządku i sprawiedliwości, poległoby ludzkie życie. Życie, mające jeszcze tyle przed sobą do osiągnięcia. - Proszę pana – głos pielęgniarki wyrwał Hayböcka z zamyślenia – czy to bardzo ważne? Jest pan kimś z jej bliskich? Świat rodzi ludzi, a potem każe im żyć. Ale aby mogli oni normalnie żyć, muszą opierać się kłamstwie i trzymać się go jak ostatniej deski ratunku. Muszą być kłamcami. - Tak – odparł Michael, przygryzając wewnętrzną stronę policzka. – To ja ją wyciągnąłem spod tego auta – szepnął ledwo dosłyszalnie, muskając przy tym opuszkami palców białe drzwi. Pielęgniarka skinęła głową, po czym spuściła wzrok na podłogę. - Może coś dałoby się zrobić – odparła po chwili. – Tylko niech się pan uzbroi w cierpliwość. Niczego nie obiecuję – dodała na odchodnym. Hayböck westchnął, nie wiedząc, co ma ze sobą zrobić. Nie miał nic, co zajęłoby go w czasie oczekiwania. Poza tym, nie potrafiłby niczego zrobić. Białe drzwi do sali otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Po chwili ciężka noga Hayböcka przekroczyła próg, delikatnie stukając o podłogę. Michael z radością i przerażeniem w oczach spojrzał ostatni raz na pielęgniarkę, zamykającą za nim drzwi, po czym przeniósł wzrok na łóżko szpitalne, na którym rozciągała się tkwiąca w śpiączce farmakologicznej sylwetka dziewczyny. Wciąż patrząc na łóżko, zrobił kilka kroków do przodu, po czym zatrzymał się i przełknął ślinę obok guli, która wyrosła mu w gardle. Jego następne kroki były automatyczne – nawet nie zdążył się zorientować, kiedy ponownie oderwał swoje stopy od ziemi. Po kilku sekundach okrutnego przemarszu, usiadł na krześle obok łóżka, splatając palce ze sobą. Jego wzrok natychmiast skierował się na zamarzniętą w kojącym śnie twarz. Plastikowa rurka pod jej nosem cicho syczała, tworząc delikatną symfonię w akompaniamencie EKG i przyciszonych głosów dochodzących z korytarza. Hayböck oparł łokcie na kolanach i zamknął powieki. Nim się zorientował, jego dłoń zetknęła się z gorącą skórą Anne. Zacisnął zęby, przełknął gorzki posmak w gardle, po czym otworzył oczy, wpatrując się ślepo w jej ciało. Nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał z ust pielęgniarki, która go tu wpuściła. „Sepsa. Przykro mi.” Życie jest zbyt krótkie, żeby można było je skracać. - Obiecałem ci – szepnął – obiecałem ci, że przeżyjesz. Przepraszam, że kłamałem. Dopiero w tym momencie zorientował się, że jest ubrany w szpitalną, cienką piżamę. Zimne powietrze zaczęło pełzać po jego ciele, wywołując gęsią skórkę. Dolna warga drżała powoli, wtórując trzęsącym się ramionom. Po chwili zrozumiał, że tego powodem wcale nie jest zimno, ale szloch, wstrząsający jego ciałem. Łzy zaczęły płynąć mu po twarzy, a on nawet nie próbował ich ocierać. Żyjemy, aby kłamać, i kłamiemy, aby dawać innym życie, zaklęte w nadziei Ciężkie powieki Johanna podniosły się powoli. W pomieszczeniu panowała ciemność. Jedynym dźwiękiem, rozchodzącym się w powietrzu była cisza, swoim ciężarem przygniatająca wszystko wokół. Skoczek zaczął powoli mrugać, aby przystosować wzrok do ciemności. Po niecałej minucie przed jego oczami zaczęły materializować się kształty, które już tak dobrze znał, mimo iż był zamknięty w tym pomieszczeniu niecały dzień. Nagie ściany patrzyły na niego smutnie. Rury, rozciągające się wzdłuż szarych powierzchni ścian, wydawały się zbliżać w jego stronę. Zimna podłoga kurczowo trzymała się kilku nielicznych mebli, znajdujących się w pokoju. Niewielkie okienko, tuż pod samym sufitem, zakryte kratami i grubą blachą, przepuszczało delikatną poświatę rannego słońca. Nigdzie nie było Załatwiacza. Żadnych dźwięków, które zazwyczaj dobiegały z pokoju obok, kiedy porywacz tu był. Nic. Johann zaczął się wiercić, próbując wstać. Dopiero po chwili przypomniał sobie, że jest związany. Po chwili, szarpiąc za więzy, poczuł ogromny ból w nadgarstku. Starał się ze wszystkich sił poluzować węzeł, aby móc się stąd wydostać. Teraz albo nigdy. Forfang już czuł na skórze ciepłą krew, ale nadal próbował się wyrwać. Nagle jego prawa dłoń odrobinę wysunęła się z morderczego uścisku. Uśmiechnął się do siebie, czując, jak pot wstępuje mu na czoło. Ciesząc się swoim małym tryumfem, powoli wysuwał dłoń z zaciśniętej pętli, która z każdą chwilą wydawała się powiększać swój otwór. W pewnym momencie jego dłoń była już wolna. Podniósł ją do góry, oglądając świeże rany, pokryte krwią. Skrzywił się na ten widok, po czym natychmiast podniósł się w kucki i wolną ręką zaczął rozwiązywać drugi supeł. Szło mu to bardzo powoli, ponieważ prawie nie czuł palców w ścierpniętej dłoni. Po kilkudziesięciu sekundach walki z mocnym węzłem, był już wolny. Uniósł obie dłonie do góry, ruszając niespiesznie palcami, aby odzyskać w nich czucie. Czuł, jak przyjemne mrowienie pełza po jego skórze, przynosząc ze sobą ulgę. Rozkoszując się tym uczuciem, przymknął oczy. Gdy po chwili otworzył oczy, jego wzrok od razu padł na ręce. Sznur, wrzynający się w nadgarstki, pozostawił po sobie wiele śladów. Przygryzł wargę i natychmiast wyrzucił ten obraz ze swojej głowy. Po chwili postanowił wstać. Kiedy się wyprostował, o mało co nie upadł. Podparł się o ścianę, próbując przezwyciężyć naturę i jak najszybciej, nie czekając na powrót pełnego czucia w nogach, dojść do drzwi. Nigdy nie wiadomo, ile miał czasu. Trzymając się kurczowo ściany, posuwał się na chwiejnych nogach powoli do przodu. Już stał obok drzwi, jego dłoń zbliżała się klamki, kiedy nagle usłyszał brzęk otwieranego zamka, a zaraz po nim klamka poruszyła się powoli na dół. Forfang nie zdążył się cofnąć. Drzwi uderzyły w niego z impetem, przewracając go na ziemię. Upadł na biodro. Poczuł w nim dziwny, dziki ból. Nie krył grymasu na twarzy – jej wyraz zamarł w niemym krzyku. - Co do chole... – powiedział Załatwiacz, który zaczął błądzić dłonią po ścianie w poszukiwaniu włącznika. Po chwili pomieszczenia rozbłysnęło jasnym światłem, oślepiając Johanna. Zakrył oczy ręką. - Ty skurwielu! – wysyczał Załatwiacz, patrząc ze złością na skoczka. Nagle schylił się, łapiąc Forfanga za kołnierz poszarpanej koszuli i uniósł go kilkadziesiąt centymetrów nad ziemię. Johann zaczął krzyczeć, czując ból w biodrze. – Ty durniu! Zachciało ci się uciekać, tak? – zapytał, zbliżając twarz do twarzy Forfanga na kilka centymetrów. – A ja traktowałem cię ulgowo. – Wypuścił z ręki kołnierz bluzki skoczka, po czym ten opadł na ziemię, uderzając się w łokcie, którymi próbował zamortyzować upadek. Syknął z bólu, na co Załatwiacz odpowiedział z diabelnym uśmiechem: – Dopiero teraz zobaczysz, z kim przyszło ci się zmierzyć – szepnął, prostując się dumnie. Nagle noga Załatwiacza uniosła się do góry, po czym z ogromną siłą uderzyła w brzuch skoczka. Johann jęknął z bólu. - Podoba się? Nie czekając na odpowiedź, wytoczył przeciwko Forfangowi salwę kopniaków. Jego stopa lądowała, wydawałoby się, na każdym skrawku ciała skoczka, omijając tylko głowę. Fala bólu rozlewała się po ciele skoczka, przynosząc na jego twarz łzy bólu. Wił się na podłodze, błagając o litość. Po chwili jego krzyki zamieniły się w szept, a później słowa pulsowały w jego głowie, nie chcąc wydostać się z gardła, uciekając gdzieś głęboko. Za każdym razem, kiedy Załatwiacz uderzał o biodro Johanna, ten czuł dziwne ciepło w środku, któremu towarzyszyły ciche dźwięki. Starając się uciec od bólu, skupił się tylko na nich. Po chwili wsłuchiwania się w chrzęst, zamknął oczy, czując łzy na twarzy, i odciął się zewnątrz. Był tylko on i ten dźwięk. Nie istniało nic innego. Załatwiacz, widząc opanowanie na twarzy uprowadzonego, uspokoił się, po czym przykucnął obok skoczka i klepnął go w twarz. Powtarzał to tak długo, aż Johann spojrzał wystraszonym wzrokiem na swojego oprawcę i przełknął nerwowo ślinę. - Kochaniuteńki, zafunduję ci tu takie piekło, że nawet diabeł by się go nie powstydził – wyszeptał Załatwiacz, po chwili wymierzając potężny cios w twarz Johanna. Wszystko przed oczami Forfanga zaczęło się rozmazywać i chwilę potem jego wzrok zalała fala ciemności. W ostatnich chwilach świadomości usłyszał dumny głos oprawcy: - Spokojnego snu. Coś piszczało. W krótkich, spokojnych odstępach. Coś cicho syczało. Niemalże niesłyszalnie. Coś nieśmiało rzęziło. Mieszało się ze wdechem i wydechem. Coś zaskrzypiało. Krótki ułamek sekundy. Dawid natychmiast otworzył oczy. Jego wzrok omiótł prawie każdy kawałek białego sufitu, wiszącego nad nim. Zaczął szybciej oddychać. Czuł się dziwnie skrępowany. Poruszał palcami u rąk, potem uniósł ramiona do góry. Dopiero po kilkunastu sekundach wszystko wróciło do jego świadomości. Ponownie poczuł dziwne kłucie wewnątrz czaszki, tym razem zdecydowanie lżejsze. Na skórze pod nosem czuł przyjemne, lekkie powietrze, które wypływało z przezroczystej, plastikowej rurki, opasającej jego głowę. Czuł, jak zimny plastik łoskocze go, zawijając się za uchem. W jego żyle tkwił wenflon, łączący się z kroplówką. Przezroczysty płyn skrzył się blaskiem słońca, załamującego się w jego tafli. Aparat EKG stał na niewysokiej szafce tuż obok łóżka, wygrywając spokojną melodię. Kubacki przygryzł dolną wargę, aby opanować niepohamowaną ochotę na wybuch śmiechem. Sam nie wiedział, czemu zebrało mu się na śmiech. To ewidentnie nie była sytuacja, w której powinien się śmiać. Mimo to, czuł, że kąciki jego ust mimowolnie podniosły się ku górze. - Dzień dobry – rozległ się przyciszony, głęboki głos. Dawid powoli odwrócił głowę w stronę, z której dobiegał głos. W pomieszczeniu nie było nikogo. Nikogo, poza mężczyzną w szarym płaszczu, czarnym kapeluszu, eleganckich mokasynach i diabelskim uśmiechem na twarzy, siedzącym na stołku obok łóżka Kubackiego. Skoczek odruchowo wpił się głębiej w materac łóżka. Skądś znał już go kojarzył. Wydawało mu się, że widział tego człowieka przynajmniej raz. Kiedy przypomniał sobie, kim jest ten, na którego patrzy, przełknął nerwowo ślinę. Jednak po chwili przyjrzał się uważniej twarzy mężczyzny. Rysy twarzy miał mocno zarysowane, modre czarne oczy spoglądały na Dawida z dziką satysfakcją, jasne włosy nieznacznie wystawały spod kapelusza. Nie. To nie on. - Powinieneś być zaszczycony tym, że znalazłem dla ciebie chociaż chwilę czasu, skarbie – przerwał ciszę nieznajomy. Dawid spojrzał na niego, marszcząc brwi. Mężczyzna wstał, spoglądając na leżącego skoczka z góry. Jego usta wykrzywiły się w szerokim uśmiechu. Włożył obie dłonie do głębokich kieszeni, chrząkając cicho. - Widzę, że nie masz dla mnie żadnego respektu. To cię zgubi. Zresztą nie tylko ciebie. Znam kogoś, kogo już to zgubiło. I teraz to on próbuje swoich sił w tym złym świecie jako osoba, która rozdaje karty. Taka mała zabawa w Boga – mówił z nudą w głosie. – Wiesz, naprawdę nie chcę, aby to tak się skończyło. I tu wcale nie chodzi o honor, walkę dobra ze złem i inne głupoty. – Zrobił pauzę. – Interesuje mnie jedynie zemsta. A ty pomożesz mi zrealizować tę zemstę, blondasku. – Wyciągnął rękę z kieszeni i zmierzwił włosy Dawida. Kubacki poruszył się niespokojnie, czując, jak jego oddech przyspiesza. O co chodzi temu mężczyźnie? Jaka zemsta? I w czym Dawid miałby mu pomóc? - Jesteś uroczy, kiedy się denerwujesz. Aż wstyd mi pomyśleć, że muszę to zrobić. Ale taka jest kolejność rzeczy – orzekł mężczyzna, patrząc spode łba na Dawida. Na jego twarzy widać było skruchę. W oczach natomiast panowała istna duma, w której każdy mógłby utonąć i zniknąć w jej morderczych otchłaniach. - O co ci chodzi? – wychrypiał Dawid. Nieznajomy prychnął. - Zaraz się przekonasz. Chcę jednak, abyś wiedział, jak ma na imię ten, który wprowadzi cię prosto do bram raju, gdzie będzie ci zdecydowanie lepiej niż tu, na ziemi. Na ziemi, na której teraz ja przejmuję wartę – wysyczał, zbliżając twarz do ucha Dawida. Przez ciało skoczka przeszły nieprzyjemne dreszcze. Nagle nieznajomy wysunął swe dłonie przed siebie, łapiąc za szyję Dawida. Jego długie palce zacisnęły się w morderczym uścisku, cały czas zacieśniając uścisk. Kubacki zaczął się dusić, próbując krzyczeć. Jego ciałem wstrząsały dziwne drgania. Chociaż chciał, nie mógł podnieść rąk. Aparat EKG natychmiast zareagował, zaczynając coraz szybciej piszczeć. Dźwięk był coraz głośniejszy. Odbijał się echem w głowie Dawida. Czuł, że już wiele życia mu nie zostało. W pewnym momencie coś uderzyło o drzwi od strony korytarza. Krzyki niosły się w powietrzu, tak jakby próbując swoją siłą otworzyć drzwi i wedrzeć się do środka. - Nazywam się Axel. – Głos nieznajomego zajął całą głowę Dawida, walcząc o siłę przebicia jedynie z biciem serca, które waliło w klatkę piersiową Kubackiego z niezwykłą siłą. – I przyniosę temu świata piekło – dodał, odrywając się od szyi Dawida. Zanim odbiegł od łóżka skoczka, rozerwał rurkę z tlenem pod nosem Kubackiego. Już po chwili ciało mężczyzny zniknęło za oknem, a do sali szpitalnej wdarł się personel, próbując uspokoić rozdygotanego Dawida. W jego głowie odbijało się tylko jedno zdanie. „Przyniosę temu światu piekło.” Kubacki nie mógł się pozbyć wrażenia, że miało to coś wspólnego z Turniejem. Sportowiec z trudem łapał powietrze, czując, jak jego ciałem wstrząsają drgawki. Po kilku sekundach skoczek stracił przytomność. ******** Hejka! ❤❤❤ No kurde... Jaka ja z siebie dumna jestem! Tym oto rozdziałem pobiłam długość jednego rozdziału. Poprzedni rekord wynosił 9 stron, ten ma ponad 10! (Piszę w Wordzie, także tego...) Poza tym, wyszło zajeeee....fajnie. Michi bohater, wszyscy odżywają, Dawid prawie umiera... Klasyka u mnie. Na początku myślałam nad tym, aby zabić Dawida, ale uznałam, że nie wypada. Dopiero chłopina skończył sezon najlepszy w karierzr, a ja go tu chcę zabić przed letnim GP, które na pewno wygra... No nie, zabijanie nie jest w moim stylu! (Śmieszne...) Nie ukrywam też, że jestem mega podjarana i wrukwiona (zwrot z kabaretu!). Po pierwsze: mój kochany Peter zrobił to! Wygrał wszystko i inni mogli go tylko w dupę całować i cieszyć się, że ktoś tak wspaniały ich przeleciał! Po drugie: wkurw level hard na tw pieprzone transmisje. Szwabola rok temu pokazali, a króla to nie? Co to: jakiś pakt z Merkelową?! Ale mniejsza z tym. Internety mi pomogły i obejrzałam dekorację ❤. Aż mi łezki pociekły ze wzruszenia. Zasłużył, król sezonu. Chociaż i tak kochałam go na drugim miejscu. Ale nie zawiódł - był DWA razy DRUGI! (Drużynówka też się liczy!) Wracając do opowiadania: nie zawiodę Was, będę to dalej pisać! Kocham to! Uwielbiam zabijać i kaleczyć. Niestety w prawdziwym życiu nie było mi dane mieć taką okazję, więc jestem seryjnym mordercą tutaj. Aha! I jeszcze notka o "Prevcolocie". Najpierw chciałam się wyrobić z tym blogiem, dlatego tak długo nie ma rozdziału tam. Ale obiecuję: niedziela albo nawet wcześniej możecie się spodziewać rozdziału. Zdradzę tytuł: " Szwajcarski obóz koncentracyjny". No to co? Planica, Planica, snežna kraljica i goodbye sezonie? Pozdrawiam ;***

tylko umarli widzieli koniec wojny